"Nie, nie jestem oryginalna”: o moich początkach z fotografią i refleksja na temat czerpania inspiracji
Początek tego roku był dla mnie momentem przełomowym, jeśli chodzi o ważne decyzje związane z moją karierą zawodową. Otóż dokładnie od 5 lutego jestem mikro-przedsiębiorcą! A właściwie to zdecydowałam się na tzw. samozatrudnienie w firmie, w której obecnie pracuję. Doszłam bowiem do wniosku, iż czas najwyższy wyjść z szarej strefy i zacząć legalnie działać w biznesie - zwłaszcza jeśli chodzi o zlecenia dodatkowe, poza stałą pracą. Ten krok zmusił mnie poniekąd do pewnej refleksji na temat mojej przygody z aparatem.
Jeszcze parę lat temu, zaraz po studiach polonistycznych, nie zaryzykowałbym stwierdzeniem, że ostatecznie „skończę” jako fotograf reklamowy. No ale cóż, my poloniści musimy być elastyczni, chcąc przeżyć w bezlitosnym świecie pt: „ humanista=bezrobocie”.
Moja pierwsza lustrzanka.
Myślę, że moja przygoda z fotografią rozpoczęła się od zakupu pierwszej lustrzanki, a dokładnie Nikona D60 wraz ze zmiennoogniskowym „kitowym” obiektywem. Oczywiście początkowo tryb „Auto” był moim absulutnym sprzymierzeńcem w walce z różnymi warunkami słonecznymi. Nie pamiętam nawet, czy kiedykolwiek zrobiłam nim zdjęcie w rawach. Totalnie nie ogarniałam tych wszystkich zawiłości, a że fotografowałam głównie dla siebie, toteż nie miałam motywacji, by wbić sobie do głowy czym jest magiczny „trójpodział”.
Przełomem było otrzymanie pracy w niewielkim wówczas sklepie internetowym, w którym jednym z zadań była fotografia produktów. Studio z kartonu, aparat - mała „małpka” i lampki z Ikei. Nie było łatwo, ale w końcu postanowiłam coś zrobić z moją „niewiedzą” i brakiem doświadczenia. Zapisałam się na kurs z podstaw fotografii, odurzyłam mojego Nikona i zaprzyjaźniłam się z trybem manualnym. Nie wchodziłam w techniczne zawiłości, wystarczyło mi zrozumienie na czym polega zależność pomiędzy ISO, przesłoną i czasem naświetlania. Niezwykle pomocny okazał się także Youtube i różnego rodzaju tutoriale. No i praktyka. Trening czyni mistrza. Miałam to szczęście, że zaraz po studiach uczęszczałam podyplomowo na zajęcia z grafiki komputerowej, dlatego też wykorzystanie Photoshopa dla potrzeb obróbki i retuszu nie sprawiło mi większych problemów.
Podsumowując, jeśli dopiero zaczynacie przygodę z fotografią, to po wstępnym "obwąchaniu" polecam zapisanie się na podstawowy, nawet parogodzinny kurs. Mnie on bardzo pomógł, przede wszystkim pozwolił mi lepiej wykorzystać aparat, który posiadałam. Po roku pracy na kitowym obiektywie, nadszedł czas na zmiany, bowiem zakupiliśmy w firmie stałoogniskową "50-tkę".
Oraz studio. Takie z prawdziwego zdarzenia, które musiałam wyposażyć wedle moich potrzeb. Wiedziałam już mniej więcej z czym pracuje mi się najlepiej, dodatkowo na różnego rodzaju forach wyczytałam resztę potrzebnych informacji. Zasięgnęłam porad u specjalistów, którzy bez przeszkód podpowiedzieli mi, w co powinnam zainwestować (choć na wstępie odrzuciłam rady, by przerzucić się na "błysk", czyli lampy studyjne). A zatem kolejna konkluzja: nie bój sie pytać … i czytać: jeśli masz jakiś problem, to na pewno ktoś już go rozwiązał w „internetach”;)
Fotografia „instagramowa” - kolejny krok w karierze
Z czasem poczułam, że czas wymienić i mojego „dziadka Nikona”. Kupiłam używanego Canona, jednak już z troszkę wyższej półki oraz stałą 50-tkę. Jakieś trzy lata temu otrzymałam kolejne zadanie: fotografia na potrzeby social mediów; zdjęcia packshotowe bowiem nie wywoływały „ochów” i „achów”. Trzeba było pomyśleć o czymś bardziej kreatywnym. A to już wymagało pierwszych nieśmiałych prób z rekwizytami. Kwiaty, włochate poduszki, gazety, makaroniki z Lidla, stare skrzynki… Instagram dopiero się rozwijał a ja stawiałam nieśmiałe kroki i obserwowałam trendy. Flatylay, jasne tła, kwiatowe mody i sezony na piwonie.
Myślę, że nie doszłabym do dzisiejszej wprawy, gdyby nie obserwacja i swego rodzaju naśladownictwo. Podpatrywanie, jak to robią lepsi. I tak, do dzisiaj zresztą uczę się od innych. Nie każdy bowiem rodzi się z jasno określoną wizją. W przypadku fotografii nie wystarczy moim zdaniem opanowanie technicznych zawiłości obsługi aparatu. Pewne wyczucie, smak i wizja przychodzą z czasem. Po latach pracy mogę stwierdzić jak bardzo zmienił się mój gust. Przejrzałam jednak tysiące sesji zdjęciowych, miliony zdjęć na Instagramie, Pintereście i innych mediach. I choć do dziś nie mam zielonego pojęcia o optycznych szczegółach obiektywów i matryc, to śmiem twierdzić, że przekroczyłam już próg „początku” i jestem na dobrej drodze do znalezienia własnej ścieżki.
Nie wstydzę się też powiedzieć, że obecnie na własne potrzeby fotografuję głównie w weekendy. Robię wówczas zapas zdjęć na cały tydzień. Zatem poniedziałkowa kawa jest jednocześnie sobotnią kawą ukazaną z dziesięciu perspektyw i z różnymi dodatkami. Ot życie blogera na etacie:)
Eksperymentuję także z fotografią kulinarną, która wydaje mi się nader wymagającym, acz wdzięcznym tematem.Coraz świadomiej wykorzystuję napotkane na swej drodze przepisy kulinarne, zmieniam je, "ulepszam", dodaję własne smaki, stąd też potrzeba rozwoju tego rodzaju fotografii.
W poprzednim roku udało mi sie także wypróbować swoich sił jako fotograf ślubny. Całą sesję zobaczyć możecie tutaj: Paulina i Robert - sesja plenerowa
I choć stres był ogromny, to muszę przyznać, że samo zadanie było niezwykle pouczające. Do dziś podziwiam odwagę Pauliny i Roberta, którzy zaufali niedoświadoczonemu "samoukowi", ale koniec końców są chyba zadowoleni;) Myślę, że akurat w moim przypadku nie wróżę sobie kariery fotografia ślubnego na pełen etat, ale jak to mówią: "nigdy nie mów nigdy" :)
Kolejnym etapem mojego związku z aparatem jest zakup lepszego sprzętu: przesiadka na „pełną klatkę”. Po raz kolejny jednak najpierw zainwestuję w coś używanego, gdyż perspektywa wydania 20 tysięcy złotych na nowe cacko trochę mnie przeraża.
W planach mam także poszerzenie horyzontów, może nie tyle komercyjnie, ale hobbystycznie. Sesja z modelką, plener ślubny, fotografia zwierzęca, kulinarna… Czuję, że nadszedł mój czas i cieszę się z perspektywy dalszego rozwoju :)
Jeśli macie jakieś konkretne pytania dotyczące moich początków, śmiało piszcie w komentarzach lub odezwijcie na Facebooku :) chętnie podpowiem, opowiem, doradzę w miarę własnych możliwości i zdobytej wiedzy:) jeśli zaś sama nie będę umiała pomóc, to podsunę kontakty do innych:)