Nowości w mojej szafie w rytmie slow-fashion
Jak już pisałam w poprzednim poście z tego cyklu, zakończyłam mój prawie półroczny zakupowy detoks. Okazało się, że po tym czasie musiałam uzpełnić gardorobę o kilka bazowych elementów. Co więcej, będąc w dalszym ciągu w fazie "reklamuję wszystko, co nie spełnia moich oczekiwań", udało mi się odzyskać część pieniędzy. Z moją garderobą musiały się pożegać jeansy z Mango, mokasyny z Aldo, czarne Conversy, marynkarka z Housa... Co ciekawe, gdy już podjęłam decyzję, że zakupię nowe ubrania, to okazało się, że zakupowe szaleństwo już mnie tak nie cieszy. Na marynarkę polowałam chyba z dwa miesiace, decyzję o zakupie trampek odkładałam przez kolejny miesiąc... w końcu jednak spięłam się w sobie i "zainwestowałam" w rzeczy lepszej jakości - miejmy nadzieję;)
Moje pierwsze spodnie Levis
Ukochane jeansy z Mango dosłownie rozdarły się na tyłku,a że nie przekroczyłam okresu gwarancji, to otrzymałam od razu cały zwrot gotówki do ręki. Bez zbędnego czekania, wypełniania wniosków, itp. Chwała im za to! Porces reklamacji przebiegł nadwyraz sprawnie. Postanowiłam zatem skorzystać z wyprzedaży i kupić pierwszą w życiu parę Levisów. Udało mi się znaleźć idealny model z wyższym stanem i dużą zawartością elastanu: spodnie są bardzo wygodne, ładnie podkreślają to co powinny i kosztowały dokładnie 219 zł. Mam nadzieję, że posłużą dłużej niż te "sieciówkowe" i że temat jeansów mam zamknięty na kolejny rok.
Lniane koszule Lambert
Brakowało mi w szafie ubrań, które nadawałyby się na prawdziwe lipcowe upały. A że moja miłość do koszul nie osłabła, to zdecydowałam sią na zakup dwóch lnianych koszul z Wólczanki ( a dokładniej marki Lambert). Len to doskonały materiał na lato, o czym pisałam już wcześniej: jest przewiewny, posiada właściwości antygrzybiczne, ładnie się "starzeje".
I choć bardzo kusiły mnie przewiewne sukienki z guzikami, to powstrzymałam wodze fantazji - w sukienkach i tak chodzę dość rzadko, więc nie było sensu wydawać pieniędzy na coś, co pewnie założyłabym dwa razy. Za to koszule na długi rekaw o prostym kroju mogę wykorzystać na wiele sposobów i na pewno będą częstym elementem w moich stylizacjach.
Czarna wiskozowa marynarka Massimo Dutti
Czarna marynarka była na mojej wish-liście już od dawna. Co prawda początkowo szukałam czegoś w kroju oversize i z dwurzedowym zapięciem, jednak okazało się, że ten krój raczej średnio komponuje się z moją sylwetką;) Ostatecznie zdezydowałam się na wiskozową marynarkę z Massimo Dutii. Jej początkowa cena to prawie 700 zł (sic!) - mi na szczeście udało się kupić ją o ponad 60% taniej (chwała wyprzedażom!). Mam zatem nadzieję, że ta cena jest adekwatna do jakości i marynarka posłuży mi ładnych parę lat. Co więcej jej krój jest na tyle uniwersalny, że pasuje zarówno do garniturowych spodni, jak i luźnej koszulki i jeansów:)
Trampki Converse
Niestety poprzednia para nie przetrwała próby czasu: okazło się, że jednak były trochę za małe i powodowały duży dyskomfort podczas chodzenia. Dałam jednak jeszcze jedną szansę tej marce i zakupiłam kolejna parę - tym razem większą- w kolorze szarobeżowym. Jak na razie buty są ok. Nie obcerają, są w miarę wygodne i fajnie sprawdzają się podczas cieplejszych dni, gdy nie mam ochoty na skórzane obuwie.
Mokasyny 7 mil
Pozostając w temacie obuwia. Moje mokasyny z Aldo niestety okazały się niewygodne (ciągle obcierały) i dość szybko się zniszczyły. Na szczęście i w tym przypadku otrzymałam zwrot całej kwoty. Postanowiłam zatem zainwestować w obuwie, które sprawdzi się podczas chłodniejszych dni. Lordsy w szpic, trochę w męskim stylu, na wyższej podeszwie z miękkiej skóry. Jak na razie jestem zachwycona jakością! Ale znając moje szczęście, nie ma co chwalić zawczasu;) Bardziej miarodajną opinię wydam po dłuższym okresie użytkowania;)
Dwie koszulki w paski
Uwielbiam ten motyw. Mam w szafie całkiem pokaźną kolekcję pasiaków, niemniej nie mogłam się powstrzymać przed zakupem dwóch kolejnych. Tym bardziej, że koszulka z Zary nadaje się już tylko do chodzenia po domu (strasznie się skulkowała i poskręcała). Moje dwa nabytki to kolejno: t-shirt upolowany w second handzie w biało-czerowne paski oraz wiskozowo-bawełniany t-shirt ze sklepu Tatuum.
Jak więc widać, nazbierało się tego całkiem sporo jak na mój gust. Mam jednak nadzieję, że przez dłuższy czas będę miała spokój z zakupami. Tym bardziej, że mam zamiar w końcu odłożyć jakąś kwotę na pięknie skrojony zimowy płaszcz z wełny, a to niestety dość spory wydatek. Cieszę się, że udało mi się odhaczyć z mojej listy marynarkę i jesienne buty. Czarna koszula niestety wciąż pozostaje poza moim zasięgiem, no ale .. nic na siłę:)
Od jakiegoś czasu kusi mnie zakup większej torby na co dzień (do pracy, na weekendowe wypady), męczy mnie bowiem to, że ciągle jestem obwieszona jakimiś siatami ( w moich małych torebkach mieści się zazwyczaj tylko portfel, telefon, chusteczki i okulary przeciwsłoneczne). Może coś w typie tych z Me&bags?
Jeśli macie jakieś sprawdzone alternatywy dla małych torebek, to podzielcie się linkami, chętnie zajrzę;)